niedziela, 11 grudnia 2011

SEN V

Carl i całe to podwójne życie trochę mnie męczyło. Nie mogłam się skupić na niczym. Nic do mnie nie docierało. A nawet usnęłam na lekcji historii. Muszę dodać, że historyk był moim wychowawcą przez trzy lata liceum. Mało tego siedziałam w pierwszej ławce. Oczy same mi się zamknęły w połowie opowieści o II wojnie światowej. Znowu trafiłam do dziwnej chaty w lesie. Nie chciałam nawet otwierać oczu. Upajałam się jedynie cudnym zapachem, który docierał do moich nozdrzy.
- Obudź sie księżniczko. – usłyszałam i niechętnie podniosłam najpierw jedną, a potem drugą powiekę.
Moim oczom ukazał się drewniany strop chaty. Na drewnianym stole stał gliniany talerz, a właściwie miska, z której parowało coś dobrego. Ja leżałam na podłodze, przykryta skórą, chyba z niedźwiedzia. Podniosłam sie do pozycji siedzącej, było mi niesamowicie gorąco i bardzo niedobrze. Jednak mimo pociągu do oddania zawartości żołądka na zewnątrz, zjadłam zupę, którą podał mi Carl. Smakowało to jak rosół z królika i pewnie tym właśnie było.
- I co teraz? – spytałam.
- Musimy dotrzeć do Pensylwanii. – odparł Carl.
- A jesteśmy, gdzie?
- Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc.
- A dokładniej?
- Dokładniej to w stanie Maryland.
- Stany Zjednoczone?
- Brawo. Piątka z geografii.
- A możesz mi coś więcej powiedzieć o miejscu, do którego zmierzamy? I kim ja właściwie jestem?
- Zmierzamy do Fort Presque Isle.
- Że co?
- To co słyszysz. Musimy się zbierać. Pogoń nie śpi. Znaleźli nas w górach to tym bardziej mogą znaleźć i tu.- powiedział Carl i wyszedł z chaty.
Miałam całą masę pytań, a co gorsza to co usłyszałam nic, a  nic mi nie wyjaśniło. Po chwili mój opiekun przyszedł.
- Osiodłałem twojego konia. Mam nadzieję, że da radę dotrzeć chociaż do granicy.
Po tych jego słowach wyszłam na zewnątrz. Miało się ku końcowi dnia, a ja nadal nie wiedziałam kim jestem. Wsiadłam na konia, a Carl szedł obok. Nie pytałam go już o nic więcej. Wędrowaliśmy więc w milczeniu przez ciemne lasy stanu Maryland.
Nagle poczułam uderzenie w żebra. Otworzyłam oczy i znowu znalazłam się w sali szkolnej. Okazało się, że nauczyciel wywołał mnie do odpowiedzi.
- Kto podpisał traktat kończący II wojnę światową? – powiedział historyk patrząc na mnie ze złością w oczach.
- Przepraszam, ale nie wiem. – odparłam zdezorientowana.
- Właśnie widzę. Czy naprawdę jestem, aż tak nudny, że zasypiasz na moich lekcjach?
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu jestem zmęczona…
W tym momencie zadzwonił dzwonek i wszyscy uczniowie wyszli z klasy. Zostałam sama z nauczycielem.
- Masz coś jeszcze do dodania? – spytał, widząc, że nie ruszyłam się z miejsca.
- Mam pytanie… – zawahałam się.
- Słucham. – odparł patrząc mi w oczy.
- Czy zna pan jakieś książki dotyczące historii Pensylwanii?
- W tej chwili to nie wiem, ale mogę czegoś poszukać. – odparł.
Widać było, że zaciekawiło go moje zainteresowanie Pensylwanią.
- Dziękuję bardzo. – odparłam i dopiero teraz wyszłam z sali.
Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej na temat historii tego Amerykańskiego stanu. Pełna nadziei wyszłam ze szkoły i skierowałam się do cukierni. Musiałam czymś naładować akumulatory, bo życie w dwóch światach wysysało ze mnie mnóstwo energii.